Header Image

Madame - Antoni Libera

Właściwie miałam "nosa", żeby na urodziny zażyczyć sobie Madame, bo nie zawiodłam się na Liberze. Madame jest powieścią napisaną piękna polszczyzną, którą czyta się z rozkoszą. Akcja budowana jest inteligentnie, z wyczuciem, taktownie. Ani jedna linijka nie została napisana niepotrzebnie. Libera, zdaje mi się, jest jednym z nielicznych pisarzy-dżentelmenów; w Madame nie znajdziemy rosyjskich dziwek, taniego alkoholu, czy choćby jakiegokolwiek rozdźwięku z normami społecznymi. I taką powieść właśnie chciałam przeczytać! Czy nawiązuje do literatury francuskiej? Tak, raczej tak, erudycją, językiem, bogatym słownictwem. Nie ma tu taniego sentymentalizmu, choć temat mógłby temu sprzyjać.
Powieść została napisana w latach stanu wojennego. Trzydzieści lat temu. Nie zdewaluowała się. Jej język jest świeży, a tematy w niej poruszane - są żywe.
Madame zdecydowanie jest - według mnie - najlepszą polską powieścią.
7 Lipca w ramach V Letniego Przeglądu Laboratorium Dramatu w Teatrze Na Woli odbyła się prapremiera spektaklu na podstawie powieści. Autorką adaptacji jest Maria Wojtyszko, reżyserem spektaklu jest Jakub Krofta, w roli tytułowej wystąpiła Aleksandra Bożek. Był ktoś? Widział ktoś?

I jeszcze taka mała uwaga na marginesie: książkę wydano bardzo starannie. Obwoluta, pod nią lniana okładka z wklejonym zdjęciem. Brzegi szyte, a nie klejone. Ostępy, marginesy i czcionka dobrane z wyczuciem. Dobry papier. Jednak da się wydać książkę porządnie:)

Gottland - Mariusz Szczygieł

Pamiętam, jak Szczygieł mignął mi w Teleexpressie. Kamera prześlizgnęła się po pokoju pełnym książek, a autor rozpływał się w uwielbieniu dla naszych południowych sąsiadów. No więc w książce nie widzę tej miłości, nie czuję żadnego uwielbienia. Zbiór reportaży pokazuje Czechy komunistyczne, szare, straszne. To - mam wrażenie - ten sam kraj, który został zobrazowany w Życiu na podsłuchu (tylko język inny). Jeżeli myśmy byli najweselszym barakiem w komunie, to Czesi byli jak ten szezlong (w kącie stoi i się boi). W reportażach widać jak wielka różnica jest między nami - niby Słowianie, a jacyś inni...
Fakt, książka jest napisana dobrze, nawet bardzo dobrze, chociaż na początku nie mogłam się przestawić na zdania jak z telegramu. No bo właściwie, co ja wiem o Czechach? Że Milos Forman, że Szwejk, Jablonex i oczywiście Karel Gott. I wszystko? Gottland może nie jest szczególnie wyczerpującą monografią kraju, ale Szczygieł stara się nas zaskoczyć, podrzuca takie nieoczywiste smaczki, jak historia Pochodni numer jeden i Pochodni numer dwa, albo świetnie napisaną opowieść o pomniku Stalina.
Myślę, że nie zapomnę o tej książce, tak jak pamiętam wspomnienia Camusa z wycieczki (wycieczki?) do Pragi (kminek do wszystkiego). No i chyba tylko ja nie spacerowałam po Pradze śladami Franza Kafki, ale wszystko przede mną...